Kolejny sezon ekstraklasy rusza w najbliższy piątek. Piłkarze krakowskiej Wisły rozpoczną go wyjazdowym meczem z Pogonią Szczecin, ale pierwszy mecz nie rozwieje wszystkich znaków zapytania, które pojawiają się przed klubem w nadchodzącym okresie.
Wydaje
się jednak, że sytuacja wygląda na lepszą niż w poprzednie wakacje,
kiedy to w Wiśle przeszła prawdziwa burza, sprawiając, że koniec końców
trafiła ona pod skrzydła TS-u. Teraz, choć finanse klubu rzekomo nadal
wymagają solidnego wsparcia uporządkowanie strukturalne w klubie pozwala
sądzić, że Wisła w tym sezonie wreszcie będzie mogła skupić się na
realizacji sportowych celów.
Przy ich
wyznaczania należy jednak wziąć pod uwagę obecne realia w jakich
funkcjonuje klub. Zapowiedzi na temat walki o mistrzostwo można wziąć za
pobożne życzenia kibiców i sympatyków drużyny. Można jednak realnie
zastanowić się nad rzeczywistą pozycją klubu wśród ligowych zespołów.
Finanse zostawmy gabinetom
Pierwszym
celem, który podkreślają zarządzający w wywiadach jest przywrócenie
klubowi stabilności finansowej. Na tej płaszczyźnie przeciętny
obserwator na pewno dostrzega pozyskanie dawno oczekiwanego sponsora na
koszulki, a także kilku drobnych partnerów biznesowych. Swoje dla
budżetu zrobiła także kwota ze sprzedaży Krzysztofa Mączyńskiego, choć
tu oczywiście do dyskusji poddawać należy to, czy sam zawodnik nie
miałby większej wartości dla klubu poprzez występy. Tego się jednak
nigdy już nie dowiemy. Może być tak, że "Mąka" rozegra teraz sezon życia
i zapracuje na kolejny transfer, a może straci formę, a jego piłkarski
szczyt już było dane nam oglądać. Zarządzający nie chcieli podejmować
tego ryzyka i woleli spieniężyć to już teraz biorąc pod uwagę również
inne czynniki determinujące ten transfer. Czas osądzi jego słuszność pod
względem ekonomicznym i sportowym.
Finanse
klubu wzmocni na pewno transfer Petara Brleka. Tutaj jednak lepszą
decyzją wydaje się pozostawienie chorwackiego pomocnika w zespole,
choćby po to, żeby sprzedać go za rok. Gołym okiem widać bowiem, że
Brlek znajduje się na fali wznoszącej i chyba tylko (odpukać) groźna
kontuzja mogłaby zatrzymać jego rozwój. Nie jestem jednak w stanie
ocenić, na ile poważna jest sytuacja finansowa i jak bardzo sprzedaż
Chorwata pomogłaby w jej ugaszeniu.
O
finansach z zewnątrz w większym stopniu nie ma sensu dyskutować. Nie
znamy rzeczywistej wartości długów, zobowiązań ani przychodów
sponsorskich, nie posiadam stosownych informacji, żeby takie rzeczy
oceniać. Warto się jednak skupić na tym co widoczne gołym okiem -
drużynie, choć i tu przed nowym sezonem znajduje się kilka
niewiadomych.
Co z drużyną?
Daleki
jestem od oceny skuteczności przygotowań drużyny na podstawie obrazów
sparingów. Zespół musi dobrze rozegrać sezon, a korzystne rezultaty w
meczach testowych wcale tego nie determinują (i na odwrót). W mediach i
społeczności kibiców podniósł się lamet po przegranym sparingu z
Zagłębiem Sosnowiec. W pierwszej połowie styl zespołu rzeczywiście
pozostawiał wiele do życzenia, można to jednak zrzucić na system 3-5-2,
który Kiko Ramirez testował w kolejnym już spotkaniu.
Takie
jest jego święte prawo trenera. Lepiej, że sprawdził to teraz, niż
gdyby miał tracić punkty w meczach ligowych. Jestem natomiast
przekonany, że w piątek przeciwko Pogoni ujrzymy klasyczne ustawienie z
czwórka obrońców. Zresztą w 60. minucie piątkowego sparingu Ramirez
wrócił do tego ustawienia, co wydawało się jasną deklaracją powrotu do
tego co znane.
O ile jednak defensywę na
piątkowy mecz wytypować można bez problemów (Cuesta - Cywka, Głowacki,
Gonzalez, Sadlok), o tyle w dalszej części drużyny można znaleźć więcej
znaków zapytania, mniejszych bądź większych. Pewniakiem do gry w środku
pola wydaje się być wspomniany wcześniej Brlek. Jeśli zdrowy będzie Pol
Llonch, to i on może liczyć na wyjście w podstawowej jedenastce. Trzeci
do tańca byłby Mączyński.
Ramirez otwarcie
przyznaje, że jego odejście jest sporym ciosem dla drużyny. -
Straciliśmy reprezentanta Polski. Drugiego takiego w kadrze teraz nie
znajdziemy - przyznał mediom po sparingu z Zagłębiem Sosnowiec. Takiego
samego owszem nie ma, jednak znajdują się zawodnicy o nieco innej
charakterystyce, którzy na pewno spowodują, że podział obowiązków w
środkowej strefie będzie rozkładał się inaczej.
Wkomponowanie zawodników
Na
tej pozycji rywalizować będą zapewne sprowadzeni Fran Velez i Tibor
Halilović, którzy przeciwko Zagłębiu występowali razem. Zawodnicy o
różnej charakterystyce, ale z pewnością w trakcie całego sezonu dostaną
wystarczająco dużo szans, żeby jednoznacznie ocenić ich transfery.
Podobnie jak pozostali pozyskani zawodnicy.
Każdy
z transferów na papierze wydaje się być przemyślanym ruchem. Czytając
wywiady z Manuelem Junco czy słuchając jego wypowiedzi można dojść do
wniosku, że człowiek ten dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków, a
sprowadzani zawodnicy są wcześniej analizowani i oglądani pod kątem
przydatności w drużynie. Bez wątpienia dyrektor sportowy robi co w jego
mocy, by przy obecnych możliwościach klubu wycisnąć maksimum z okresu
transferowego.
Tutaj jednak też pojawia się
niewiadoma dotycząca wkomponowania nabytków do drużyny, zgrania ich, a
także co najważniejsze, ich aklimatyzacji do nowego kraju, ligi, warunków etc.
Każdy, kto choć trochę pochylił się nad futbolem zdaje sobie sprawę z
tego, że umiejętności u piłkarza to nie wszystko, a jego adaptacja do
nowych warunków może okazać się równie ważna, co umiejętność kopnięcia
piłki.
Zmiany pojawiły się także w ataku i na
skrzydłach. Hugo Videmont okazał się co najwyżej dobrym zmiennikiem, a
Martin Kostal tak zauroczył sztab trenerski, że dostrzeżono w nim cenne
(także w kontekście potencjalnego zysku w kolejnych latach)
wzmocnienie. Ożywienie przyda się także w ataku, gdzie konkurencję
wzmocnił Carlos Lopez.
Potencjał
Nie
da się ukryć, że każdy ze sprowadzonych zawodników wzmocnił głębię
składu. Zespół ma zawodników, którzy są w stanie zagrać na kilku
pozycjach i skutecznie uzupełniać się w razie kontuzji czy wykluczeń za
kartki. To niewątpliwy atut tego zespołu, który jednak będzie można
używać po zweryfikowaniu przez ligę umiejętności zawodników.
W
drużynie pojawiło się jednak więcej obcokrajowców, co sprawia, że pewne
proporcje w drużynie mogą zostać zachwiane. Patrząc pozytywnie na cały
proces budowania drużyny nie zapominajmy jednak, że era holenderska
miała się zakończyć spektakularnym sukcesem, a jak się skończyło wszyscy
doskonale pamiętamy. Różnica jednak tkwi w tym, że teraz nikt tego
sukcesu nie gwarantuje, a sam Kiko pytany o cele zespołu stawia małe
kroki. - Najpierw chcemy dobrze rozpocząć sezon, potem awansowań do
ósemki, a później walczyć o czołówkę - mówił w wywiadzie dla Tomasza
Ćwiąkały.
W pokorze hiszpańskiego szkoleniowca
może być być ukryty klucz do sukcesu. On nie chce obiecywać gruszek na
wierzbie, zna realia. A te są takie, że Wisła posiada drużynę na obronę szóstego miejsca. Dopiero wtedy, gdy stanie się ono realne będzie można
myśleć o dalszym ataku, a wszystko ponad będzie sukcesem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz