Twitter @RMadridInfo |
"Królewscy" przez większość meczu grali bezpłciowo, jakby z poczuciem, że przecież może się on sam wygrać. Widać było grzechy z poprzednich spotkań - choćby z Legią w Warszawie, czy przeciwko Las Palmas - chłodne lekceważenie rywala i granie na granicy odpowiedzialności. Szybka bramka Benzemy jeszcze to spotęgowała. Spacerujący Modrić, niedokładny Kroos, tracący Casemiro... Obrazek znany z meczów ze słabszymi rywalami powielił się także i dziś.
Ale czy Japończycy potrafili to wykorzystać? Niespecjalnie, chociaż przez kilka minut nawet prowadzili. Wtedy jednak Real włączył trzeci bieg i dość szybko doprowadził do wyrównania po pewnym rzucie karnym Cristiano Ronaldo, by po chwili znów wrócić do spacerowego tempa.
Kashima to poziom Segunda Division...Real zalatwi to w 93 minucie— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) 18 grudnia 2016
O ile jednak Real nie chciał, o tyle Kashima nie potrafiła przejść do konkretów. "Los Blancos" cały mecz trzymali rywala za łeb, niczym starszy brat pilnujący młodszego rodzeństwa. "Możesz trochę poszaleć, ale koniec końców i tak będzie na nasze" zdawali się myśleć zawodnicy Realu. I choć powinni zakończyć ten mecz w 90 minutach, to nie potrafili tego zrobić grając nie na pół, ale wręcz na ćwierć gwizdka. Irytował Marcelo, raziły niedokładne podania, a promyków nadziei kibice mogli upatrywać chyba tylko w tych drobnych przebłyskach geniuszu.
Bo gdy taki zespół wejdzie na najwyższe obroty, to zazwyczaj nie ma czego zbierać. Problem Realu tkwi jednak w tym, że nie potrafi dobić rywala. Gdy już ma go na widelcu, nie stawia kropki nad i. Jest syty. I dziś, kolejny raz w tym sezonie za to zapłacił. Na razie pierwszą ratę.
Drugą kondycja odbierze w styczniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz